Gdy się obudziłem, wiedziałem że mamy przejebane. Powiedziałem:
- Aleizdein, mówiłem Ci o wyjściu na dach, zbieraj ludzi, pakuj szybko szpej i prowadź ich na górę! Sojer, ty masz broń, zostajesz ze mną.
Załadowałem mojego SIG-a, przeładowałem CeZetkę i powiedziałem do Sojera:
- Zobaczymy czy potrafisz celnie strzelać. Chodź za mną.
Ubrałem szybko plecak i ruszyłem po schodach dwa pietra niżej. Otworzyłem okno, wymierzyłem kolesiowi w głowę. Padł strzał. Człowiek upadł, ale chwilę później w stronę okna poszła seria z pistoletu maszynowego. Krzyknąłem do Sojera
- Padnij!
Offline
Zaczęli strzelać. Byliśmy raczej bez szans, było ich około 16 tylu dałem rady naliczyć. Powiedziałem tylko Morgowi :
- Morg, marnujemy tylko amunicje, musimy ich załatwić inaczej. Tylko jak ?
Offline
- Czekaj, jeszcze chwila. Maja tylko 4 sztuki broni. Jeszcze chwila..
Po wypowiedzeniu zdania do Sojera wymierzyłem zza rogu CeZetke i oddałem strzał. Upadł przypakowany koleś. Nagle dobiegł nas przerażający ryk. Chyba zabiłem ich przywódcę. Dostali szału. Od razu rzucili się na główne drzwi. Słyszałem tylko jak pękają deski. Powiedziałem:
- Stary! Spierdalamy! Szybko!
Zaczęliśmy wbiegać po schodach. Słyszałem łomot ciężkich butów wbiegających kilka pięter niżej. Mieliśmy przejebane. Ciężko dysząc dobiegliśmy na 10 piętro. Byli coraz bliżej. Wybiegliśmy na dach. Widziałem jak Alojz macha nam z klatki obok że mamy szybciej biec. Był przerażony. Jak my wszyscy. Wskoczyliśmy przez okno do klatki obok. Krzyknąłem do Rativa:
- Rativ! Kurwa, stawiaj szybko pułapkę z prochu który Ci dałem! Elektryk, skombinuj jakiś prowizoryczny zapalnik! Szybko!
Oparłem CeZetkę na dwójnogu o parapet. Za moimi plecami Sojer przeładował broń. Czekaliśmy aż pojawią się w oknie. Krew dudniła mi w uszach. Ciągle powtarzałem:
- Mamy przejebane! Przejebane..
Offline
Zestresowany nie wiedziałem co mam robić, szybko próbowałem wymyślić jakiś sposób żeby znaleźć coś, co by mogło podpalić ten proch.
Jest, wymyśliłem, mam tylko nadzieje że w kablach będzie jeszcze prąd, jeśli nie mamy przejebane.
Wyciągnąłem puszkę swoimi paznokciami. Była widoczna, ponieważ kiedyś była używana, widać przecięcia na tapecie.
Wyrwałem kable, przerwałem je, zauważyłem na szafce nić która by była przydatna, bo gdybym spróbował podpalić proch z bliska, popełnił bym samobójstwo
Ustawiłem nić w odpowiednim miejscu, próbowałem zrobić jakieś iskry spięciami między kablami udało się !! jest prąd jakimś cudem.
Teraz tylko czekam, aż Rativ ustawi pułapkę.
Zestresowany powiedziałem.
- Wszystko przygotowane ! Rativ Kurwa, szybko stawiaj pułapkę albo po nas !
Ostatnio edytowany przez Roarino (2013-03-17 19:44:35)
Offline
Gdy wbiegliśmy na dach, modliłem się tylko aby dwóch naszych wyszło z tego cało. Modliłem się, nagle zobaczyłem jak przechodzą do naszej klatki, a dwa piętra niżej jakieś dziwne mody które ryczały, jakby nie umieli mówić. Po chwili doszło do mnie że to kanibale, próbowałem się uspokoić ale nie umiałem, byłem bardzo przestraszony, pot spływał mi dosłownie po rękach, nogi mi drżały, majtki miałem przemoczone. Zobaczyłem że oni stawiają jakieś pułapki z prochu, chciałem im pomóc ale się kompletnie na tym nie znałem. Wstrzymałem oddech i dalej prosiłem Boga żebyśmy się z tego pierdolonego zarażonego świata wydostali !
Offline
Po tym jak Rotamer otworzył wejście na dach poczułem się trochę bezpieczniej, jednak zacząłem się martwić o resztę chłopaków. Moje uszy rozchwytywały wszystkie chaotyczne kroki tych barbarzyńców na schodach. Z resztą tak głośnych traperów i glanów nie dało się nie słyszeć. Byli coraz bliżej. Widziałem już Sojera i Morgotha wyprzedzających Roarina i Derativa. Ci zaś pracowali zwinnie nad pułapką.
- Pośpieszcie się ! - zawołałem.
Offline
Elektryk zrobił swoje. Przywiązałem jeden koniec cieniutkiej nitki do kabla ze ściany, a drugi do poręczy. Jeśli zostanie przerwana, spadnie na wylaną przeze mnie benzynę. Ta zacznie się palić i gdy płomień dojdzie do puszki z uciśniętym prochem, nastąpi wybuch. Od kanibali dzieliło mnie już tylko jedno piętro. Serce waliło mi jak młot. Wszystko załatwione, uciekam. Nagle poczułem silny uścisk nad kostką. Zaraz po tym szarpnięcie w tył. Kilku z nich musiało przewidzieć moje ruchy i pójść inną drogą. Upadłem brodą na beton. Emocje wzięły nade mną górę. Popłakałem się. Wiedziałem, że umrę. Moje żebra zostały zmiażdżone przez topór. W akcie heroizmu pociągnąłem za nitkę...
Ostatnio edytowany przez Derativ (2013-03-18 18:23:23)
Offline
Wychyliłem się przez okno, zobaczyłem jak te szmaty rozszarpują jednego z naszych. Pierw chwycili go a później widziałem jak maltertują go jakimś ostrym narzędziem. A następnie zobaczyłem wybuch. Uświadomiłem sobie że te bydlaki nie żyją, ale jeden z naszych członków też poległ. Huk był spory, było pełno dymu, klatka obok stanęła w ogniu. Nagle pomyślałem że taki huk przykuje uwagę zarażonych. Powiedziałem że trzeba ruszać daleko, jak najdalej bo inaczej skończymy jak Rativ ...
Offline
Natłok wydarzeń powodował u wszystkich bóle głowy u bohaterów. Derativ umarł, reszta także bała się o swoje życie. Barbarzyńców zostało już tylko kilku, lecz byli wciąż tak samo silni i jeszcze bardziej nabuzowani. Nie mieli broni palnej, więc byli łatwiejsi do pokonania. Ich szef został zabity jako pierwszy, biegli chaotycznie, ale szybko. Po kilku sekundach od wybuchu, wszyscy mężczyźni z obu stron byli na dachu. Dzieliło ich jakieś 20 metrów. W oczach każdego z nich była wrogość i agresja.
Offline
Chciałem walczyć, z całego serca nienawidziłem tych barbarzyńców, ale już zaczęliśmy uciekać. Wciąż myślałem o poległym Derativie, nawet go lubiłem. Biegliśmy co sił w nogach, oni wciąż za nami. To musiało się wreszcie skończyć, nie mogliśmy wszyscy uciekać w nieskończoność. Przyszedł mi do głowy pewien plan.
- Przyspieszymy i otworzymy okno na parterze, przez co barbarzyńcy pomyślą, że wyszliśmy przez okno. - wydukałem w biegu. Nie byłem pewien czy wszyscy mnie zrozumieli.
Offline
Derativ zginął, nawet nie miałem szansy go bliżej poznać.
Chciałem zemsty, chciałem ich zabić za rativa, ale już uciekaliśmy w pośpiechu, a kanibale tuż za nami.
Myślałem nad pomysłem Alojza, nie jest w cale taki zły, mógłbym przyśpieszyć, w końcu jestem bardzo szybki i otworzyć to okno, ale nie wiem czy barbarzyńcy łykną przynętę.
- Alojz spróbujemy, pobiegnę przodem
Pobiegłem przodem, otworzyłem okno, wszyscy mnie wyprzedzili, a na horyzoncie nie widziałem kanibali i dalej pobiegłem za towarzyszami.
Ostatnio edytowany przez Roarino (2013-03-21 19:59:09)
Offline
Stwierdziłem że nie możemy tych skurwieli zostawić przy życiu bo w końcu przyjdą kiedyś po nas. Musimy walczyć. Kątem oka ujrzałem budynek idealnie nadający się do obrony. Powiedziałem do Alojza:
- Jeśli nie dadzą się nabrać na otwarte okno, to biegniemy to budynku na trzeciej i tam będziemy walczyć !
Offline
Pomyślałem, że jeśli się nie nabiorą na te okno możemy mieć przejebane, Morg zauważył dobry budynek, w którym na wszelki wypadek moglibyśmy stoczyć z nimi walkę.
Powiedziałem zdyszany:
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do walki.
Offline